Ostatni dzień wakacyjnych podróży skłonił mnie do przemyśleń na temat pracy. Nowy rok akademicki tuż tuż, a sposobu na zarobek brak. Wiedziałam jedno – nigdy więcej pracy w restauracji. Niewiele myśląc, odpaliłam przeglądarkę i zaczęłam przeglądać oferty, które umożliwiają pracę zdalną. Tłumacz, programista, grafik komputerowy, copywriter… Ostatni punkt wydał mi się interesujący, więc postanowiłam zgłębić temat.
Od strony do strony okazało się, że copywriter to po prostu twórca treści. Od zawsze lubiłam pisać, więc stwierdziłam, że to coś dla mnie. Tylko od czego zacząć? Na którymś z kolei blogu udało mi się znaleźć tę informację.
Platformy pośredniczące pomiędzy copywriterami a zleceniodawcami.
Opinie? Nienajlepsze. Głównie z powodu niskich stawek, ale od czegoś trzeba zacząć.
Zarejestrowałam się na dwóch najbardziej polecanych stronach i przesłałam próbne teksty. Miały ocenić, czy nadaję się do pisania. Szczerze powiedziawszy, nie spodziewałam się szybkiego odzewu. Dlatego byłam bardzo zdziwiona, gdy następnego dnia jedno z moich zgłoszeń zostało zaakceptowane i zyskałam dostęp do platformy.
I wtedy się zaczęło…
Pisałam jak szalona. Na początku za zawrotną stawkę niecałej złotówki za 1000 znaków. Dobre i to, ale rodzina i znajomi byli sceptyczni. Jednak nie poddawałam się, bo w końcu znalazłam coś, co dawało mi satysfakcję. Proste precle, teksty zapleczowe czy opisy produktów nie stanowiły dla mnie problemu.
Jednak w pewnym momencie poczułam, że chcę czegoś więcej. Przypadkiem trafiłam na forum dotyczące pozycjonowania i optymalizacji. To właśnie tam dowiedziałam się, że można szukać klientów na własną rękę. Klientów, którzy oferują stawki kilka, kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt razy wyższe niż na wykorzystywanych przeze mnie do tej pory platformach! Brzmiało nieosiągalnie. Dlaczego ktoś miałby chcieć zapłacić aż tyle? I to właśnie mi?
Wątpliwościom nie było końca, dlatego porzuciłam temat. Jednak zaczęłam udzielać się w różnych wątkach na forum. Nigdy nie przypuszczałabym, że to właśnie to okaże się kluczem do sukcesu.
Po kilku tygodniach dostałam pierwszą wiadomość prywatną. Byłam trochę zdziwiona, ale jednocześnie zaciekawiona. Ktoś pytał, czy oprócz pisania na platformach, podejmuję się też zleceń prywatnych. Stwierdziłam, że to czas, aby spróbować swoich sił. Jednak szczegóły zlecenia bardzo mnie zdziwiły…
Klient pisał, że potrzebuje opisów na stronę tabletek na potencję. Co więcej, zaproponowaną przeze mnie stawkę przebił ponad dwukrotnie i zaproponował płatność „z góry”. Podejrzane to delikatne słowo na określenie całej sytuacji. Nie wiedziałam, czy to prawdziwa propozycja, czy słaby tekst na podryw. Z jednej strony okropnie mnie to bawiło, z drugiej czułam niepokój. Jednak intuicja podpowiedziała mi, żeby zaryzykować. W końcu taka praca nie wymaga bezpośredniego kontaktu z klientem.
Napisałam, wysłałam, pieniądze dostałam.
A potem było już tylko lepiej. Na forum dostałam pozytywną opinię, co spowodowało, że kolejni zleceniodawcy zaczęli dobijać się drzwiami i oknami. Z niektórymi udało mi się nawiązać współpracę, z innymi nie. Jednak najważniejsze, że copywriting okazał się dla mnie idealnym sposobem na zarobek. Dzięki temu udało mi się uniknąć wątpliwej przyjemności obsługiwania kapryśnych klientów restauracji.