Podejmując decyzję o poszukiwaniu pracy w czasie studiów wiedziałem, że nie będzie to łatwe zadanie. Ze względu na swój stan zdrowia nie mogłem bowiem podjąć większości prac oferowanym studentom. Ani praca w sklepie, ani w gastronomii nie była dla mnie. Co więc pozostawało? Popularna “słuchawka”. Nie da się jednak ukryć, że nie miałem ochoty wciskać ludziom produktów i usług w zaporowych cenach.
Sprawdzając oferty na portalach ogłoszeniowych, natrafiłem na jedną, która przykuła moją uwagę. Chodziło o pracę na stanowisku ankietera telefonicznego (CATI).
Nie ukrywam; myślałem początkowo, że pod tym terminem kryje się po prostu kolejna forma naciągania czy namawiania ludzi na rzeczy, których tak naprawdę nie chcą lub nie potrzebują. Na szczęście w dzisiejszych czasach internet jest w stanie odpowiedzieć na wszystkie nasze pytania. Dzięki kilku kliknięciom myszki dowiedziałem się, że CATI to nic innego jak wspomagany komputerowo wywiad (computer-assisted telephone interviewing) a ogłoszenie o pracę miało na celu znalezienie osób, które przeprowadzałyby wywiady poprzez telefon. Zdecydowałem się więc wziąć udział w procesie rekrutacyjnym.
Zaledwie po kilku dniach zostałem zaproszony na udział w szkoleniu. Moim pracodawcą miał zostać jeden z największych w naszym kraju instytutów zajmujących się badaniem opinii.
Pojechałem więc na szkolenie, stanąłem przed wielkim wieżowcem na jednej z biznesowych ulic Warszawy i… miałem ochotę uciec.
Na szczęście, nie zrobiłem tego i dzięki temu udało mi się zdobyć pracę, która pozwoliła mi bez problemu utrzymać się przez dwa lata, zanim zacząłem pracować na stanowisku bliższym kierunkowi studiów. Na czym polegała praca? Już wyjaśniam. Praca ankietera CATI polega na przeprowadzaniu rozmów telefonicznych z respondentami, które dotyczyły najróżniejszych tematów – od opinii na temat produktów, poprzez ankiety dotyczące usług, z których korzystali respondenci aż po poważniejsze tematy, np. poglądów politycznych lub aktualnych wydarzeń. Co ważne, mimo że przeprowadzano wywiad telefoniczny, tak naprawdę nie korzystaliśmy w trakcie pracy z telefonów, a specjalnego programu i telefonii VPN. Dzięki temu praca odbywała się szybko i sprawnie. My, ankieterzy ze słuchawkami na uszach, staralismy się nakłonić respondenta do odpowiedzi na pytania.
Czy jest łatwo? Niestety, nie zawsze. Jak w przypadku każdej pracy zdarzają się trudne momenty. Respondenci nie zawsze chcą brać udział w badaniu. To zrozumiałe. Niestety, kiedy informują nas o tym w sposób wulgarny czy chamski, trudno jest sobie z tym poradzić, szczególnie na początku pracy.
Trzeba też przyznać, że jest to praca na swój sposób bardzo męcząca. W studiach CATI zazwyczaj znajduje się od kilkunastu do kilkudziesięciu osób, które jednocześnie prowadzą rozmowy z respondentami. Mimo przepierzeń oraz wygłuszających słuchawek bywa naprawdę głośno. Konieczność używania głosu przez kilka godzin również bywa męcząca dla wielu osób.
Na szczęście, praca ta ma też swoje plusy. Głównym jest możliwość poznania wielu wspaniałych znajomych. W studiach CATI pracują młode osoby, dzięki czemu grono moich znajomych błyskawicznie się powiększyło. Praca jest też całkiem nieźle płatna. Ankieterzy, którzy wyróżniają się wysoką skutecznością w docieraniu do respondentów i wzorowo przeprowadzają wywiady, mogą liczyć na premie. Co więcej, można elastycznie dopasowywać swoje godziny pracy do planu studiów – nie jest to więc praca, która może przeszkodzić w studiowaniu.
Czasem miałem z tego zajęcia sporą satysfakcję. Szczególnie, gdy pracując na ranną zmianę, trzeba było dotrzeć do szefów wielkich firm, a nierzadko nawet i korporacji. Jeśli udało się przeczekać wielokrotne przełączenia oraz przekonywania, że nasze próby nie mają sensu, a na samym końcu porozmawiać z osobą, do której uda się dotrzeć - można poczuć niemałe zadowolenie.
Podsumowując, ankieter CATI to ciekawa opcja dla osób, które nie chcą pracować fizycznie, a przy tym nie boją się wyzwań i lubią kontakt z ludźmi. Chociaż nie jest to na pewno praca marzeń, ja byłem zadowolony.