Odkąd zacząłem studia w Krakowie postanowiłem odciążyć moich rodziców w kwestii finansowej i być w pewnym stopniu samowystarczalnym. Z tego też powodu podjąłem się pewnemu zajęciu. Jednakże główną determinantą, która przesądziła o wyborze mojej „pracy” było coś innego. Mimo bowiem wyboru studiów prawniczych, moją prawdziwą pasją wyssaną z mlekiem matki, utrzymującą się od lat dziecięcych jest zawód nauczyciela. Już jako dziecko prowadziłem tzw. „urojone lekcje” z niewidocznymi uczniami. Postanowiłem więc poprzez udzielanie korepetycji realizować swoje zainteresowanie i sprawić by stało się ono w końcu rzeczywistością. W ten sposób udało mi się połączyć przyjemne z pożytecznym. Od trzech lat spełniam się jako nauczyciel-amator z matematyki oraz języka angielskiego. Poniżej opisując wiele ciekawych historii z moich lekcji postaram się przedstawić co dzięki temu doświadczeniu zyskałem oraz jaki jest bilans zysków i strat.
Praca korepetytora jest bardzo różnorodna, ponieważ spotykam na swojej drodze uczniów, którzy reprezentują wachlarz osobowości i charakterów. Z wieloma praca to miód, z innymi piekło, kiedy to niewiadomo kto z większą niecierpliwością odlicza czas do zakończenia lekcji – uczeń czy nauczyciel… ;)
Jednym z pierwszych uczniów w mojej karierze pedagogicznej był Adaś. Jest on powodem mojej niewypowiedzianej radości, ze względu na sukcesy jakie zaczął odnosić w nauce już po kilku wspólnych lekcjach. W osłupienie wprawił nie tylko mnie, lecz również swoją mamę. Już po pierwszej lekcji biegł od drzwi mojego domu do auta w ogromnych podskokach i z uśmiechem na twarzy. Reakcja jego mamy, pełnej szoku i niedowierzania była następująca : „ Adaś dawali tam co …”? Mama przyznała śmiejąc się, że jeszcze nigdy nauka nie powodowała u Adasia radości. Hmm czyżby to były jakieś cudowne lekcje … Ten sam uczeń, który to chodził na zajęcia jedynie raz w tygodniu bardzo wymownie zareagował na moją propozycję by w czasie ferii studenckich uczęszczał na nie częściej. Chłopiec prawie podskakują z krzesłem powiedział, że zapyta dziś mamę czy może przyjść na lekcję „w poniedziałek, wtorek, środę, czwartek, piątek i sobotę”, czym niewyobrażalnie mnie rozbawił i wzruszył. Dostrzegłem wtedy bowiem bowiem ewidentnie, że ktoś jeszcze oprócz mnie czerpie niewypowiedzianą radość z tych lekcji. Chwile takie naprawdę są niewypowiedzianą radością dla nauczyciela, który wykonuje swój zawód z pasją.
Nie zawsze jednak było tak gładko. Jeden z uczniów imieniem Piotruś, do którego dojeżdżałem dwa razy w tygodniu zachowywał się mówiąc delikatnie – dziwnie. Nie chodzi tylko o to że nienawidził lekcji ze mną, ale sposób w jaki to wyrażał mówił więcej niż tysiąc słów. Przekraczając próg domu musiałem za każdym razem stosować przeróżne metody motywujące chłopca do wyjścia z pokoju – spod łóżka, zza szafy… Gdyby tego było za mało przed jedną z lekcji przyczepił się do krzesła niczym pijawka, której nie sposób odczepić. Sytuacja wyglądała bardzo ciekawie – chłopiec silący się z mamą, która próbuje odczepić go od krzesła i zmusić do lekcji… Okoliczności te stawiały mnie w bardzo niezręcznej sytuacji i spowodowały, że przed każdym kolejnym udaniem się na lekcję do Piotrusia zmuszony byłem pić herbatkę z melisy z gruszką … Nie wspominając już o tym jak wyglądały same lekcje – ciągłe patrzenie w telefon, treść zadań czytana w taki sposób, że jakbym słuchał Chińczyka to wyszłoby na jedno … Ku mojej radości po przerwie bożonarodzeniowej nie dostałem już smsa z prośbą o przeprowadzenie lekcji… Mogłem, więc stwierdzić , że Nowy Rok zaczął się dla mnie radośnie i optymistycznie sądzić, ze ten rok będzie w pewnym względzie lepszy niż poprzedni…
W ciągu blisko trzech lat udzielania korepetycji z moimi metodami edukacyjnymi spotkało się blisko trzydziestu uczniów. Wśród nich jest również mój rówieśnik, z którym właśnie dzięki lekcjom u mnie mocno się zaprzyjaźniłem mimo że ciągle coś mu wypadało i bardzo często nie docierał na lekcje. Widoczny więc jest kolejny plus tego typu działalności. Michał przyjeżdżał by poprawić maturę z matematyki. Był to czas kiedy uczęszczałem na pierwszym roku studiów, a jeszcze nie miałem prawa jazdy – dlatego mocno zastanawiałem się nad udaniem się na kurs, nie mogłem się zebrać w sobie, miałem wątpliwości. Pewnego razu mama mi mówi, że przecież Michał przyjeżdża na lekcje autem z napisem „ Szkoła nauki jazdy”. Zaciekawiła mnie mocno ta informacja. Na następnej lekcji o wszystko wypytałem Michała i summa summarum skończyło się na tym, że u taty mojego ucznia w bardzo przyjemnych warunkach udało mi się bezstresowo zrobić kurs prawa jazdy. Jakby nie ten czynnik motywujący, nie wiem czy do dziś zdecydowałbym się na ten krok.
Jak już wspomniałem wcześniej udzielanie korepetycji może sprawić wiele radości, czasem przyprawić o nerwicę jak w przypadku wspomnianego już Piotrusia, ale może wywołać niespodziewaną mieszankę emocji – już tłumacze o co chodzi. Mianowicie siedząc na jednych z zajęć na studiach poczułem przychodzącego smsa. Będąc na uczelni nie miałem możliwości odczytać go od razu, więc rzuciłem okiem tylko na początek który brzmiał : „Witam, piszę by podziękować za lekcje z Kubą …”. Słowa te wywołały u mnie następujące mysli : „ aha pewnie już nie chcą lekcji, przecież do tej pory mama Kuby nie przysyłała takich smsów, pewnie nie ma pozytywnych efektów korepetycji. No cóż – myślę sobie – stracę kolejnego ucznia – był to bowiem czas, kiedy nie było zbyt wielkiego popytu na moje lekcje. Całe zajęcia nurtowała mnie ta myśl. Zachodziłem w głowę dlaczego chcą zrezygnować z zajęć – przecież wszystko szło w dobrym kierunku… Po wyjściu więc z uczelni doczytałem dalszą treść smsa, który brzmiał : „ ma lepsze oceny, a w piątek dostał czwórkę ( dawno takiej nie miał), sam strasznie się ucieszył. Jeszcze raz dziękuję, że te godziny nie idą na marne. Proszę dać znać kiedy następna lekcja”. Ta część smsa właśnie spowodowała ową jak ja to mówię „wahankę nastroju” – od załamania do niewypowiedzianej radości i wzrostu u mnie nowych skrzydeł.
W mojej 3 letniej pracy zdecydowany prym wiodą sytuacje radosne. Ostatnio będąc u dalszych sąsiadów, których jednak nie zdążyłem jeszcze dobrze poznać miałem wyraźny znów tego przykład. Karolinka, która miała problem ze zrozumieniem pewnej kwestii z języka angielskiego obsypywała mnie ciągłymi pochwałami oraz dodawała : „ a nam pani tego nie tłumaczyła, a nam mówiła inaczej” Ze słowami tego typu spotykałem się u prawie każdego z moich uczniów, co do dziś wywołuje u mnie zdziwienie i co tłumaczę często pewną zasadniczą różnicą między mną a wykształconymi, wykwalifikowanymi nauczycielami – jest nią pasja, której jak mi się wydaje u niektórych pedagogów brak. Wracając do wspomnianych sąsiadów spotkały mnie tam dalsze śmieszne i ciekawe chwile, a mianowicie bardzo liczne rodzeństwo Karolinki siedząc na łóżku obok, po każdej dobrej odpowiedzi uczennicy nagradzało swoją siostrę brawami. Jedna z dziewczynek imieniem Zuzia darowała mi na koniec lekcji rysunek z kwiatuszkiem i napisem „ dla pana - Zuzia”, innym razem na kartce widniały napisy : „Wojtuś fajny”, „Wojtuś zabawny”. Kolejna z sióstr dbała bardzo o mój mizerny wygląd, podchodząc często bez słowa i przykładając mi prawie do samego nosa paczkę z chipsami. Z kolei braciszek Filip bardzo zagadywał, a to o Kostce Rubika, a to składając propozycje wspólnej gry w siatkówkę – przez co niestety został zabrany przez mamę do innego pokoju. Grupka tych dzieci także witała mnie oraz biegła za mną na pożegnanie machając w całych sił.
Jak widzimy uczniowie bywają bardzo różnorodni – jedni z niewypowiedzianą radością przychodzą na lekcję, wręcz proszą by się odbyła, inni niestety są do nich zmuszani przez rodziców. Spotkałem się również z dziewczynką, która była bardzo przebiegła i każde zadanie domowe, które jej zadawałem zakreślała oczywiście przy mnie kółeczkiem w książce z jednym ALE – używała do tego długopisu „zmazywalnego”… Na jej nieszczęście za każdym razem pozostawał ślad po wgnieceniu długopis. Jednakże ostatecznie na jej szczęście przemawiał jej wiek i aureola wisząca nad moją głową… ;). Zastrzegam, że była to jedna z pierwszych uczennic. Mocno mnie wtedy skręcało widząc takie zachowanie. Myślę, że gdyby któryś uczeń robił mi takie żarciki teraz to nie byłoby taryfy ulgowej.
Powyższe przykłady pokazują jak ciekawa potrafi być praca korepetytora. Ze wszystkich osób, które miałem zaszczyt uczyć w ostatnich 3 latach uzbierałaby się klasa. Nadzwyczajne jest jednak to, że miałem okazję pracować z każdym z nich indywidualnie, dlatego też ta praca jest zupełni inna niż nauczycieli w szkole. Ta różnorodność osób sprawiła, że praca korepetytora jest ciekawa i bardzo wzbogaca życie. Zdarzyło mi się udzielać lekcje uczniom ze wszystkich rodzajów szkół, a także osobom dorosłym – geodecie czy kierowcy tirów. Mimo wielu trudnych przypadków, jeśli położyłbym na szali zalety i wady udzielania lekcji zdecydowanie wygrywają pozytywne elementy. Dlatego też, w życiu codziennym rzadko używam słowa „praca” na opisanie udzielania korepetycji. Jest to przede wszystkim moja pasja i spełnienie dziecięcych marzeń. Warto w życiu robić to co się kocha. Cieszy mnie bardzo, że poprzez realizację mojego hobby udaje mi się pomóc wielu osobom.
A w zgłaszaniu pracy w ostatnich godzinach ja akurat nie widzę niczego złego ...
Jednak... czy dodanie swojego opowiadania na ostatnią chwilę, w dodatku nieco na siłę według Twoich słów, było zachowaniem fair play? Śledzę ten konkurs od samego początku, ponieważ bierze w nim udział moja przyjaciółka. Wielu uczestników dodało swoje prace na długo, zanim nawet rozpoczęło się głosowanie, a kilkoro spośród nich ewidentnie musiało poświęcić dużo czasu i chęci, by zapewnić sobie tak wysokie wyniki. Kilka z opublikowanych prac jest naprawdę bardzo dopracowanych. W Twojej niestety widzę błędy i niedociągnięcia. Nie wiem, czy przyczyną jest skromny warsztat i małe doświadczenie czy zwykły pośpiech przy pisaniu, byle tylko "załapać się" przed terminem. Niekiedy warto mierzyć siły na zamiary. Jakkolwiek by było, decyzję o tym czy zgłaszanie się na ostatnią chwilę było fair względem pozostałych uczestników i ich dopingujących pozostawiam już do oceny Twojej i innych Czytających.
Jeśli nie wiecie Państwo w czym rzecz to prosiłbym powstrzymać się o sformułowań typu "chała" ... - wystarczy zapytać, zgłosić problem, a nie od razu obrażać ...