Wyprzedaż.
To słowo ma na kobietę działanie magiczne. Na moje nieszczęście doświadczałam tego już od pierwszego dnia pracy w sklepie odzieżowym. Nie wierzyłam, że coś takiego dzieje się naprawdę. To zdumiewające, że cykliczne wydarzenie oddziałuje na człowieka za każdym razem w taki sam sposób.
Czwartek. Godzina 10. Dzień kolejnej przeceny. Godzina otwarcia sklepu.
Roleta jeszcze nie została podciągnięta do końca, a już do środka wkroczyły trzy klientki. A potem jeszcze dwie. Były jak sprinterki na lokalnych zawodach sportowych przy okazji festynu na wiosce. Z pewnością mój zegarek źle chodził, albo ociągaliśmy się z otwarciem. Wybiła 10.00. Przesunięcie najdłuższej wskazówki na pełną godzinę było dla nich równoznaczne z wystrzałem pistoletu startowego.
Widać, że to stałe klientki. Wiedziały, że czwartek oznacza przecenę. Wiedziały, że kiedy wejdą o 10.00, nie możemy ich nie wpuścić. Miały już swoją stałą trasę i strategię szukania ubrań. Gdyby inna kobieta weszła im wtedy w drogę, mogłyby zabić. Słowacki wiedział o czym mówi, gdy pisał „Balladynę” i wcale nie chodziło mu o maliny. Kiedy każda wybrała już coś dla siebie, trzeba było dokonać selekcji ubrań.
Przedstawię teraz scenkę, która powtarza się wielokrotnie w ciągu dnia. Tygodnia. Całej wyprzedaży:
(Ja) Dzień dobry, ile ma Pani rzeczy?
(Klientka) Heheh nie wiem… a to jest jakiś limit?
(Ja) Nie ma, ale muszę wiedzieć, ile rzeczy Pani zabiera ze sobą.
(Klientka) No dobrze… 1, 2, (…) 14, 15… Noo, mam 17.
(Ja) Dziękuję bardzo, proszę jeszcze o przyłożenie torebki w tym miejscu… Dziękuję, zapraszam.
Stop-klatka.
To jest moment, w którym autentycznie zaczyna robić mi się słabo w godzinach szczytu. Pominę już marudzenie o tym, że jeszcze nigdy w życiu tyle razy nie powiedziałam słowa „dziękuję”, co podczas tej wyprzedaży. Zachować się trzeba. Za to mi płacą.
Problem polega na tym, że przymierzalni mamy 13. Większość z nich jest zajęta. Kobiety podczas wyprzedaży zabierają do przymierzalni średnio ok. 10 rzeczy. Trzeba wziąć pod uwagę, że nie jest to niestety ruch jednostajny prostoliniowy. To w wolnym przeliczeniu nam daje… nie wiem dokładnie ile, ale w ciągu kilku minut na blacie pojawia się taka hałda ciuchów, że koleżanki stojące za kasą, pytają na walkie-talkie czy jestem dzisiaj w pracy. Oczywiście, że jestem. Próbuję znaleźć odpowiedni wieszak, zawiesić/złożyć ubrania i posegregować działami, aby później je rozwiesić w odpowiednich miejscach. ZA TO MI PŁACĄ.
Taka sytuacja powoduje:
– nagromadzenie pracowników na przestrzeni dwóch metrów kwadratowych;
– kolejkę do przymierzalni (jednak zmierzenie 17 rzeczy trochę trwa);
– zniecierpliwienie innych klientek;
– frustrację pracowników (czasem nawet trzy osoby mają problem z ogarnięciem takiej ilości ubrań);
– pustki w sklepie (wszystkie ubrania są w przymierzalni, bo nie nadążamy ich roznosić).
Generalnie tragedia na miarę wybuchu wulkanu Mount Pelée[1] i apokalipsa. Trzeba jakoś temu zaradzić. Prosimy o oddawanie rzeczy na wieszakach. Wieszanie ich z powrotem jest najbardziej czasochłonne, a większość ludzi i tak odwiesza je podczas mierzenia, więc nie powinien to być większy problem. Jednak był.
– A czy jak Pani idzie do restauracji, to każą Pani zabierać i odnosić naczynia?!
Nie wiem do jakiej restauracji Pani chodzi, po oburzeniu zakładam, że do samej Magdy Gessler, ale mnie (studentkę) stać co najwyżej na McDonalda i bar mleczny, więc tak, każą odnosić. Zapytam inaczej.
– Czy Wy, drogie kobiety… W SWOIM DOMU TEŻ ZOSTAWIACIE PO SOBIE TAKI SYF, CZY TYLKO POZA NIM?! Ja naprawdę współczuję żyjącym z Wami facetom!
Upadło? Niech leży! Ten jeden przysiad w ciągu dnia mógłby faktycznie zaburzyć prawidłowe funkcjonowanie całego organizmu, a przecież nikt nie chce sobie zaszkodzić. Najbardziej zdumiewającym zjawiskiem są dla mnie matki z dziećmi. Matki Polki. Czas zakupów jest czasem świętym.
– Maamoo, ale to już trwa dłużej, niż jak wczoraj na basenie! Maamoo, na basenie tak długo nie byliśmy. Mamoooo.
To nic. Na basenie pewnie i tak były tylko z ojcem. Ona musiała zrobić obiad. A potem posprzątać. Naczynia, kuchnię, cały dom. Znowu. Wszystko na jej głowie. Należy jej się chwila relaksu. Pięć minut wydarte siłą. Teraz liczy się tylko ona i zakupy. No i marudzące dziecko, ale nieważne, chociaż faceta nie ma. Nie będzie przeszkadzał. Gestapo. Chodziłby w kółko i w kółko i jak to dziecko – „Na basenie nie byliśmy tak długo!”. Pewnie siedzi teraz przed telewizorem, narozstawia wszędzie szlanek, szklaneczek, szklaneczuszek, talerzyczków i butelek po piwie. Jak wróci znowu będzie musiała posprzątać. A on zdziwiony, bo przecież nic się nie stało. Takie to życie właśnie. Dlatego 5 minut jej się należy i nie da ich sobie nikomu odebrać!
Czasem mam wrażenie, że to origami z 17 ubrań w przymierzalni jest efektem frustracji takiej właśnie Matki Polki. To jest ten jeden moment w tygodniu, ze może się wyżyć i raz nie poskładać ubrania. Dobra, ja poskładam. Niech one też coś mają z życia. Mi chociaż za to płacą.
Wyprzedaż ma oczywiście również dobre strony. Kobiety są wtedy bardziej optymistyczne. Prawie jak po pielgrzymce do Medjugorie. NIEWAŻNE, że ona na co dzień nosi rozmiar 42. Za taką cenę nie kupi już nigdzie, to jest ostatnia para i jak bardzo wciągnie brzuch, to na pewno wejdzie w 36! Na pewno, no przecież nie ma innej opcji. Albo do nich schudnie. Motywacja ważna rzecz.
Dodatkowo, podobno panowie cenią sobie naturalność. Białe bluzki najskuteczniej walczą z nadmiarem makijażu, bo ląduje na nich to, co jeszcze nie spłynęło na 30-stopniowym upale. Później bierzesz cztery te same bluzki w rozmiarze M i żadnej nie kupujesz, bo przecież nie będziesz chodzić czymś, co wygląda jak całun turyński. O, przyszła.Srebrne, błyszczące sandałki, koralowy pedi, obcisłe jeansy, tapir i doklejony wachlarz na oczach. Kiedy weszłam po niej do przymierzalni zobaczyłam tzw. bocianie gniazdo[2]. Nie musi sprzątać, przecież ją na to stać. Co to oznacza? Zrozumiałabym jej podejście, gdyby wydała na zakupy 2 tysiące złotych, ale niestety inaczej postrzega się zadbaną kobietę, która bierze 10 rzeczy i wychodzi, pozostawiając po sobie jedynie bałagan.
Idę w końcu rozwiesić ubrania. Te same spodnie mam we wszystkich rozmiarach, bo przez kogoś przemawiała albo wysoka samoocena albo kompleksy. Coś przecież musi pasować… Podchodzi do mnie klientka:
– Przepraszam, czy mogłaby mi pani pomóc? Kupiłam ostatnio takie spodnie w kwiaty i nie wiem co do nich założyć.
Och super, w końcu mogę komuś doradzić! Ile można składać ubrania… Już widzę siebie w roli stylistki, może w dalekiej przyszłości będzie to mój zawód. Będę zarabiać grube hajsy na chodzeniu do sklepów z obcymi babami i mówieniu im co mają kupić. W końcu będą wyglądać jakoś normalnie. Ostatnio wystarczyło parę razy zasugerować innym większy rozmiar i od razu zadowolone. Opłacało się na święta oglądać z tatą „Sablewskiej sposób na modę”! Biedny tata. W życiu ważne są zasady. Kto ma pilota ten ma władzę. Dlatego później oglądałam „Automaniaka”.
– Najlepsza byłaby biała koszula. Ewentualnie T-shirt, ale w jednolitym kolorze.
– Koszula nie. Musiałoby to być coś przylegającego, bo nie lubię powietrza.
No przyznam, że w teraz to mnie zagięła. Oczywiście nielubienie powietrza w Krakowie jest całkowicie zrozumiałe, ale żeby aż tak..?
Gdy wróciłam do przymierzalni, zaczepiła mnie kolejna kobieta:
– Czy ta bluzka jest przeceniona? – zapytała.
– Tak, cena jest czerwona, więc jest z wyprzedaży.
– Wiem, że jest z wyprzedaży, ale czy jest przeceniona?
– No tak, jest. Mamy przeceny w każdy czwartek.
– No właśnie, a dzisiaj jest czwartek, dlatego pytam czy jest przeceniona. – dopytywała ze zniecierpliwieniem. Widziała, że nie rozumiałam sensu jej pytań, więc dodała w końcu – Bo ja kupiłam właśnie taką tydzień temu i cena jest nadal taka sama!
– Proszę pani, nie wszystkie rzeczy są przeceniane za każdym razem…
– Aha. – powiedziała, po czym odwróciła się i wyszła.
Zupełnie nie mam pojęcia, dlaczego akurat teraz przypomniały mi się słowa mojej nauczycielki języka polskiego z podstawówki nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu. Gdybym dowiedziała się, że kupiona przeze mnie rzecz jest teraz jeszcze tańsza, zdenerwowałabym się. To jest powód, dla którego przez długi czas nie wracam do sklepu po zakupach wyprzedażowych.
Drogie Panie, nie dajcie się zwariować wyprzedaży! Nie jest pierwsza i nie ostatnia. Jak sobie radzić z szaleństwem? Według mnie najskuteczniejszym sposobem jest wcześniejsze oglądanie ubrań w internecie. I może częstsze wypuszczanie Matek Polek z domu.
[1] Najbardziej katastrofalna erupcja wulkanu w historii (1912 r.), która spowodowała śmierć 30 tysięcy osób.
[2] Bocianie gniazdo – zjawisko występujące zazwyczaj po imprezie w środowisku kobiet. Na bocianie gniazdo składa się sterta ubrań, pozostawiona w takim stanie i kolejności, w jakim została ściągnięta.
Jest ono bardziej smutne niż zabawne...